Media o nas

Okruchy codzienności z duszą

[Kurier Ostrowski, 27.09.2023] Z Krzysztofem Maciejewskim, prezesem Stowarzyszenia „Ocalić od zapomnienia”, rozmawia Oskar Drygas.

Po 10 latach działalności, o ostrowskich kolekcjonerach wiecie chyba już wszystko.

  • To właśnie jest najzabawniejsze. Za nami 10 lat spotkań, rozmów, wywiadów, prezentacji, a ostrowianie ciągle potrafią nas zaskoczyć. Praktycznie co roku, podczas przygotowań do kolejnej edycji Ostrowskiego Dnia Kolekcjonera, dostajemy zgłoszenie od kogoś, o którego istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłem na własne oczy zbiór suwaków logarytmicznych Jacka Szukowskiego czy amerykańskich tablic rejestracyjnych Macieja Tadla. To niezwykłe chwile, dostępne dla nielicznych. A to tylko dwa przykłady z kilkunastu, które były moim udziałem. Nie będę więc nawet próbował szacować, ilu w Ostrowie jest jeszcze pasjonatów, do których nie udało nam się dotrzeć.

A może takich już nie ma?

  • Oczywiście, że są! Nie mam żadnych wątpliwości. Nie ujawniają się z różnych przyczyn. Jednym z powodów jest obserwowana przez nas zależność, że gdy zaprezentujemy w gazecie lub podczas spotkania nowy temat, na portalach typu allegro ceny obiektów związanych z takim tematem natychmiast rosną. I jest to reguła sięgająca dużo dalej, niż mogłoby się wydawać. Któregoś roku z kolegami z klubu wybraliśmy się do Berlina, gdzie na dworcu kolejowym Ostbahnhof odbywała się giełda pocztówek. Proszę sobie wyobrazić, że wyjściowa cena kart z Kalisza, Krotoszyna czy Kępna była dziesięciokrotnie niższa niż kart z Ostrowa! Nawet Niemcy zauważyli, że wystawione w Internecie pocztówki z Ostrowa wzbudzają nieporównywalnie większe zainteresowanie, niż te z innych miast regionu. I to mimo tego, że wydane były w tym samym czasie, a często nawet przez tego samego wydawcę.

Można więc powiedzieć, że swoją działalnością szkodzicie sami sobie?

  • W przypadku wielu dziedzin po części tak właśnie jest.

To może faktycznie lepiej się nie ujawniać?

  • Członkowie naszego klubu w zdecydowanej większości zgadzają się w tym, że zbieranie czegokolwiek „do szuflady” to nie jest prawdziwe kolekcjonerstwo. Kolekcjonerzy z górnej półki, oprócz zbioru przedmiotów, tworzą także kolekcję wiedzy na ich temat. Dopiero osadzenie czegoś w historycznych ramach działa na wyobraźnię i pozwala takim przedmiotom żyć nowym życiem. Nagle jakaś blaszka czy kawałek papieru z obrazkiem stają się wydarzeniem. Bo po bliższym badaniu przedmiotu okazuje się, że ten papier to pocztówka z listem miłosnym pierwszego polskiego burmistrza Wrześni, a podpis na przypadkowo zdobytym zdjęciu to autograf ostrowianina, prymasa Polski, złożony zanim tym prymasem został.

A to jest naprawdę takie ważne? Jaki byłby wynik, gdybyśmy spróbowali zrobić w tej chwili sondę uliczną, pytając ostrowian o nazwisko pochodzącego z Ostrowa Prymasa Polski?

  • Rozumiem do czego zmierzasz. Pewnie faktycznie Ledóchowskiego wymieniłoby więcej osób, niż Dalbora, a najczęstszą odpowiedzią i tak byłoby „nie wiem”. Coś, co jest ważne dla naszego pokolenia, już dla naszych dzieci ma znaczenie nieporównywalnie mniejsze, a większości naszych wnuków nie zainteresuje prawdopodobnie w ogóle. Nie wiem tylko czy tak było zawsze, czy może jednak świat się zmienia.
    I tak dochodzimy do zasadniczego pytania: czy dla przedstawiciela młodego pokolenia zjednoczonej Europy ma jeszcze jakieś znaczenie to, że jest ostrowianinem? Że jest Polakiem? Mam wrażenie, że na naszych oczach odbywa się jakaś zadziwiająca transformacja, której skutkiem w najlepszym przypadku może być przerwanie międzypokoleniowej łączności. Mówię „skutkiem”, bo mam nadzieję, że nie jest to „celem”. Gdyby się okazało, że jest to transformacja zaprogramowana, należałoby natychmiast sprawdzić kto wyznaczył jej cel. Wolę więc wierzyć, że to skutek uboczny, dla którego skuteczną przeciwwagą są takie działania, jak te podejmowane przez nasze stowarzyszenie.

Zabrzmiało to niezwykle patetycznie. Mówisz o „byciu Polakiem”, o „przerwaniu międzypokoleniowej łączności”. Jak to ma się do etykiety ze słoika z kapustą czerwoną konserwową, która znalazła się w pierwszym tegorocznym numerze Kolekcjonera Ostrowskiego?

  • Widzę, że etykieta z kapustą powoli urasta do rangi symbolu (śmiech). Opublikowaliśmy ją w artykule poświęconym historii Ostrowinu – miejscowego zakładu przemysłu spożywczego, którego ślady działalności znaleźć możemy w zbiorach kilku członków klubu. Myślę, że za kilkanaście, kilkadziesiąt lat tamten artykuł z Kolekcjonera Ostrowskiego będzie jedną z obowiązkowych pozycji, po którą sięgać będą zainteresowani historią miasta, prowadzoną tu działalnością gospodarczą, przemianami, jakie zachodziły w Ostrowie.

A będą tacy? Cały czas próbuję się upewnić, czy aby na pewno za te kilkanaście, kilkadziesiąt lat będzie to jeszcze kogoś interesowało.

  • Tego nie wiem. Nikt nie wie. Myślę jednak, że odpowiedź na to pytanie znajdziesz podczas Ostrowskich Dni Kolekcjonera.
    Zobacz. Ludzie, którzy swoim telefonem potrafią w ciągu urlopu zrobić tysiąc zdjęć, na co dzień nie zastanawiają się, skąd się wzięła fotografia. Kierowcy, którym do głowy nawet nie przyjdzie pytanie, skąd w ich samochodach bierze się muzyka, nie zastanawiają się też, jaką drogę pokonały przez ostatnie sto lat radioodbiorniki. Potem ludzie tacy zaglądają na Ostrowski Dzień Kolekcjonera i nie mogą wyjść! Bo nagle mają okazję odbyć podróż sentymentalną do czasów swojego dzieciństwa, a często do dzieciństwa swoich rodziców czy nawet dziadków. Zauważają jakąś moc, jakąś duszę zaklętą w prezentowanych przez kolekcjonerów okruchach minionych codzienności. Bo przecież „miałem kiedyś taki sam”. Bo przecież „pamiętam, jak dziadek tego używał”.
    Ludzie ci wracają do domów i przeglądają szuflady w poszukiwaniu śladów swojej przeszłości: przedmiotów, zdjęć, dokumentów swoich rodziców… W najlepszym przypadku wyciągną je z tych szuflad i wyeksponują, by móc chwalić się znajomym. W najgorszym spróbują je sprzedać na jakieś giełdzie czy w Internecie. I pierwsze, i drugie rozwiązanie nas satysfakcjonuje. Bo w pierwszym chociaż na chwilę wrócą odłożone na bok wspomnienia i tworzący je bliscy. W drugim natomiast sprzedany przedmiot trafi w ręce kolekcjonera, który już zadba o jego przyszłość.

Na zakończenie może kilka słów o samym Ostrowskim Klubie Kolekcjonera.

  • Zapraszam serdecznie w nasze szeregi bez względu na to, jaki Państwo tworzą zbiór i jak bardzo jest on zaawansowany. Zbieramy wszystko: naparstki, etykiety, kapsle, dokumenty, bilety, karty telefoniczne, zaproszenia, rejestracje, książki, klocki lego, fajki, odznaki, autografy… Interdyscyplinarność klubu to doskonała sposobność do rozwoju swojej kolekcji. Zbieram krzyże harcerskie. Gdy gdzieś trafiam na interesującą monetę czy pocztówkę, nie jestem nią osobiście zainteresowany. Dzwonię więc do kolegi z pytaniem, czy czegoś takiego nie poszukuje. On z kolei z pewnością zadzwoni, gdy w jego ręce wpadnie z kolekcjonerskiego punktu widzenia niepotrzebny mu zupełnie krzyż harcerski.
    Oczywiście, nie każdy ma taki komfort. Są dziedziny, które interesują dwóch, trzech, czterech klubowiczów. Gdy w sieci pojawia się coś ciekawego z ich branży, to mimo sympatii czy przyjaźni, zawsze towarzyszy temu element rywalizacji. To z kolei potrafi wygenerować napięcie, za którym często idą nieporozumienia. Na szczęście większość z nas dorosła już do tego, że nie można mieć wszystkiego. Często wystarcza świadomość, że coś znajduje się w zbiorze u kolegi. Dowodem na to są publikowane na łamach Kolekcjonera Ostrowskiego artykuły przekrojowe, jak wspomniany wcześniej Ostrowin czy choćby gadżety reklamowe ostrowskiego urzędu miasta, które powstały na bazie wzajemnie uzupełniających się zbiorów kilku członków stowarzyszenia.

To jeszcze krótka instrukcja, jak trafić do Klubu Kolekcjonera?

  • Najłatwiej przez Internet. Wszystko znaleźć można na stronie www Stowarzyszenia „Ocalić od zapomnienia” – sooz.pl – którego częścią jest klub. Warto ją śledzić, bo właśnie tam pojawiają się informacje i zaproszenia na nasze kolejne wydarzenia oraz te, które naszym zdaniem warte są zareklamowania. ■

[Kurier Ostrowski, 27.09.2023] Fot. Anna KŁOPOCKA